Uczmy się prawdziwie pomagać

Dobrze jest umieć pomagać. To prawda.

A Ty? Lubisz pomagać najbliższym?

Pocieszasz, gdy przychodzą i wypłakują się na Twoim ramieniu? To wspaniale.
Czujesz się ważny i potrzebny?
Super.
Czy aby na pewno o to chodzi w pomaganiu?
Tak naprawdę sam powiedz, jak się z tym wszystkim potem czujesz, gdy bierzesz udział w pomaganiu cały czas znowu i znowu? Twoje poczucie bycia potrzebnym i ważnym naprawdę w czymś pomogło temu człowiekowi, czy Tobie?

Gdy obserwujesz te same sytuacje na przestrzeni czasu i u tych samych osób, to pomyśl, czy takie podejście do „pomagania” cokolwiek zmienia w ich życiu na lepsze i dopinguje ich do zmiany ich bolesnych sytuacji?
A może tylko utrwala w nich niedorajdę życiowego? Utrwala, że mają „rację” tkwiąc w swojej niedoli?

I choć nie są to wygodne pytania to trzeba czasem je sobie zadać.

Dobrze musimy się teraz nad tym zastanowić, jeśli faktycznie zależy nam na przyjaciołach i bliskich. Jeśli pragniemy prawdziwie wesprzeć i chcemy to robić mądrze musimy popatrzeć na to z innej perspektywy.

Są sytuacje, w których trzeba jednoczyć się w przeżywanym bólu razem z bliską osobą. To zrozumiałe. Lecz są i takie sytuacje ( uważam, że nader częste), w których użalanie się wraz z tym, co cierpi nie przynosi mu ulgi naprawdę, a jedynie na chwilę „zatyka” problem a my czujemy się „ważni” w jego życiu.
Mam na myśli tu szczególnie sytuacje, gdy „jednoczymy się” w bólu związanym z narzekaniem na partnera, na szefa, na dom, rodzinę, dzieci…itd. Potakiwanie i „pocieszanie”, które powtarza się co tydzień, lub co miesiąc – nic nie rozwiązuje. Przecież to jasne.
Więc dlaczego w to „gracie”?

I tu kłania się takie znane powiedzenie wśród kobiet – „solidarność jajników” przeciwko tym złym facetom. Albo powiedzonko pomiędzy facetami – „solidarność plemników” przeciwko tym złym babom.
Tylko czy to coś rozwiązuje na lepsze?
Jak pomaga lepiej żyć?
Nijak.
Uważam, że to nic nie wnosi w życia tych ludzi, a wręcz odwrotnie – umacnia nienawiść, niezadowolenie i pretensje.
Czy o to naprawdę chodzi w pomaganiu i pocieszaniu?
Chyba nie.

Nauczmy się patrzeć z pewnej perspektywy i nie „meblujmy” komuś życia własnymi lękami czy złością.W takich sytuacjach wyjdźmy poza własne osądy, nienawiść i niespełnione oczekiwania. Będąc we własnych osądach nigdy nie jesteśmy dobrymi doradcami dla innych.

Uczmy się zadawać spokojne i mądre pytania, nawet te „niewygodne”. To one mogą wnieść nowe światło i oświecić w poszukiwaniu rozwiązań zamiast kręcić się w kółko win i lęków.

Więc kiedy ktoś przyjdzie do Ciebie mówiąc, że jest mu źle, to zatrzymaj się na chwilę z pocieszeniami. Bo może teraz trzeba mu powiedzieć coś innego zamiast: „Hej, uśmiechnij się, daj spokój, nie war­to płakać.”
Powiedz mu: „Płacz ile chcesz, tylko po­myśl, czy warto? Szukaj innego spojrzenia. Wyciągaj wnioski.