Dorosłe dzieci

Jakie relacje łączą nas dorosłych z naszymi rodzicami?
Czy czujemy się swobodnie i naturalnie, czy właśnie te relacje spędzają nam sen z powiek?

Prawdą jest, że kochamy swoich rodziców, mamy szacunek i chcemy jak najlepiej łączyć nasze dorosłe wybory, nasze dorosłe życie z podejściem, jakie mają do nas rodzice.
Czy da się tak żyć?

Najgorzej jest, gdy nie można znaleźć wspólnego języka, wspólnego podejścia i mądrych rozwiązań. Mimo że każda ze stron bardzo pragnie autentycznej więzi, to jakoś nikomu to dobrze nie wychodzi. A najczęściej wszystkim wychodzi bokiem.
Dlaczego?
I tu w grę wchodzi słynna pępowina.

W rozmowie z moją przyjaciółką, która pragnie poukładać swoje życiowe sprawy, a jednocześnie chce właściwie budować relację ze swoją mamą, dotarło do mnie coś bardzo istotnego. Otóż owa pępowina, to jakiś dziwny rodzaj nierozwiązanej „winy” ( pępo – wina), która nie pozwala rozwijać się dalej ani mamie ani córce.
Sporo nad tym myślę, ponieważ sama jestem córką i matką jednocześnie.

Jak się ma sprawa z dorosłymi mężczyznami?
Pewnie podobnie, aczkolwiek tutaj być może do głównego tematu pępo – winy z matką, dochodzi temat i rola ojca.

Rodzice chcą dla nas dobrze – to zdanie znamy na pamięć.
A jak my chcemy dla rodziców?
Źle?
No nie.
Też chcemy dobrze. I do tego musimy zmagać się z poznawaniem życia i siebie w dorosłości, której nauczali nas rodzice. Oprócz tego nie wiemy, jak utrzymywać zdrowe relacje z coraz starszymi rodzicami, którzy traktują nas często jak „małe” dzieci.
Jak mamy w tym układzie funkcjonować?
Jak mamy szukać swoich odpowiedzi na obecne wyzwania w świecie, do którego nasi rodzice mają coraz mniejsze dopasowanie? Oni już z tej rzeczywistości raczej wychodzą na emerytury.
Wiem, że chcą nam dobrze doradzać i podpowiadać.
Czy zawsze rodzic będzie miał dla mnie moje odpowiedzi na obecne wyzwania w mojej rzeczywistości?
Nie.
A musi?
Nie musi – bo nie wymagamy, żeby miał. Ale rodzic bardzo chce mieć! Chce pomóc. Chce wesprzeć. Chce czuć się potrzebny nam. To normalne.
Chociaż żył w innych czasach i miał inne wyzwania, doświadczenia i wymagania środowiskowe.

W takiej sytuacji przypomina mi się piosenka zespołu TURBO – pt.: „Dorosłe dzieci”.
(TURBO – polska grupa heavy/thrash metalowa utworzona w styczniu 1980 r. w Poznaniu).

„Nauczyli nas regułek i dat
Nawbijali nam mądrości do łba
Powtarzali, co nam wolno, co nie
Przekonali, co jest dobre, co złe

Odmierzyli jedną miarą nasz dzień
Wyznaczyli czas na pracę i sen
Nie zostało pominięte już nic
Tylko jakoś wciąż nie wiemy, jak żyć

Ref. Dorosłe dzieci mają żal
Za kiepski przepis na ten świat
Dorosłe dzieci mają żal
Że ktoś im tyle życia skradł

Nauczyli nas, że przyjaźń to fałsz
Okłamali, że na wszystko jest czas
Powtarzali, że nie wierzyć to błąd
Przekonali, że spokojny jest dom

Odmierzyli każdy uśmiech i grosz
Wyznaczyli niepozorny nasz los
Nie zostało pominięte już nic
Tylko jakoś wciąż nie wiemy, jak żyć

Ref.

Nauczymy się więc sami na złość
Spróbujemy, może uda się to
Rozpoczniemy od początku nasz kurs
Przekonamy się, czy twardy ten mur

Odmierzymy, ile siły jest w nas
Wyznaczymy sobie miejsce i czas
A gdy zmienią się reguły tej gry
Może w końcu odkryjemy, jak żyć”

(Teledysk tutaj do obejrzenia –  https://www.youtube.com/watch?v=2Ke9wJUOQGs )

Niestety my, jako dorosłe dzieci mamy nie lada wyzwanie ze swoim życiem.

Jaki przepis dostaliśmy?
Czy jest aktualny i dopasowany do  naszych dzisiejszych wymagań?

Weryfikujemy prawdy nauczone przez rodziców z realnym doświadczeniami i wyzwaniami obecnego świata. Poznajemy siebie doznając często wewnętrznych konfliktów szukając siebie tak naprawdę. Musimy się odnaleźć w dorosłych wymaganiach.. I to odnajdowanie się często jest bolesne i pełne odkryć, że rodzice nie mieli racji w wielu sprawach, ponieważ ich dobre rady nie działają zawsze i wszędzie.
To naturalne.
Dlaczego?
Warunki zewnętrzne tak szybko się zmieniają, a my musimy reagować bardzo szybko w nowy sposób. Gdyby postawić naszego rodzica w naszych sytuacjach – to nie wiem, jakby sobie radził, gdyby musiał.

Rodzice i ich dorosłe dzieci muszą to pojąć, żeby ta cała „pępo – wina” nie była sznurem bólu, toksycznego związania i poczuciem winy.

To samo dotyczy naszych rodziców (matek i ojców).

Musi nadejść czas uświadomienia, w którym to dzieci wiedzą, że nie muszą niańczyć rodziców, tylko dlatego, że świat zewnętrzny przyspieszył albo że mają obowiązek zabezpieczać wszystkie potrzeby niedopasowanych do tego życia teraz rodziców.
Co mam na myśli?
Jeżeli jako dorosłe dzieci z własnymi wyzwaniami mamy znosić pouczania lub naciski emocjonalny naszych rodziców, to jak mamy żyć jako odpowiedzialni dorośli (a też jesteśmy rodzicami i mamy dzieci, pracę, znajomych, itd.)?
Czy mamy dawać się traktować jak nieporadne dzieciaki a rodzic ma ciągłe prawo udowadniać nam naszą słabość poprawiając nas we wszystkich życiowych działaniach?
Rodzic ma prawo wtrącać się lub straszyć, że sobie bez niego nie poradzimy? Czy tak ma to wyglądać?
Albo czy aż tak silna jest presja, że my musimy cicho siedzieć i przytakiwać naszym rodzicom?

A może każda ze stron coś powinna zrozumieć?
Co?
My – dorosłe dzieci wiemy, że nie wszystkie „dobre rady” rodzica działają a my musimy żyć dalej.
Rodzice – muszą zdać sobie sprawę z tego, że nie możemy być ich jedyną „rozrywką”.

Co to znaczy?
Nie możemy zabezpieczać im pola do tego, by realizowali się w swoim życiu tylko poprzez pomaganie nam i wtrącanie się w nasze życie. Oni muszą mieć także inne swoje pola i zajęcia, bo inaczej wejdą nam z butami do wszystkiego zapominając o sobie. A gdy im powiemy – nie, dziękujemy – chcemy sami po swojemu – to co się stanie?
Ich życie się skończy czy zacznie?

I tu każdy musi sam dostrzec, jakim jawi się jego życie i póki co – powinien szukać rozwiązania na swoją sytuację, bo inaczej zacznie się unikanie, oszukiwanie, kłamstwo i chęć ucieczki od spotkań czy rozmów. Zjawi się przestrzeń na kłótnie, wyrzuty i separację.

Co więc robić, gdy pępo – wina z obu stron nie jest zdrowo odcięta?

Usiąść do rozmowy i szczerze podzielić się swoimi przemyśleniami po to, aby wspólnie dokonać pojednania na zdrowych zasadach. Czas odpiąć owo „zdalne sterowanie” i zastąpić je świadomą komunikacją wynikającą z dojrzałości obu stron. Kiedy tę przestarzałą pępowinę utnie się raz, a dobrze – wtedy stworzy się miejsce na prawdziwość.

Mam świadomość dużego wyzwania jakie stoi przed dorosłymi dziećmi. Ponieważ musimy też w tym wszystkim wiedzieć, że nie da się zmienić naszych rodziców. I to może być poważny problem, ponieważ dobrze widzimy, że niestety wykazują cechy, które trudno zmienić.
Trochę przerażające a jednocześnie bardzo prawdziwe jest tu zdanie: kochamy ich, ale do szczęścia ich już tak nie potrzebujemy.
Więc obojętnie, czy zabrzmi to boleśnie czy nie – tym się to jawi i trzymanie się na silę żadnej ze stron nie pomaga.
Wręcz przeciwnie.

Rodzic musi się nauczyć być potrzebny sobie a nie tylko nam!
Rodzic musi pozwalać swemu dziecku dorastać!

Pomagajmy rodzicom (finansowo, emocjonalnie), gdy możemy i zachodzi taka potrzeba. Zwracajmy uwagę na zdrowe podejście i brak poczucia winy. Bądźmy tego świadomi i wzajemnie wyrozumiali.